pisane piórem









Wigilijny wieczór


Spoglądam w okno
wypełnione po brzegi złotymi aniołami,
wypatruję pierwszej gwiazdki,
dającej znak, że przyszedł ten Wielki i Mały Jezus
szukający miejsca narodzenia.
Gościnne zwierzęta użyczyły
swojego kamiennego żłobu.
Jasność aniołów oświetliła
wnętrze betlejemskiej groty.
Myśli stęsknione trudno zatrzymać,
biegną do ludzi tych, których nie ma w pobliżu,
aby przełamać się białym opłatkiem,
tak białym jak padający śnieg.
Miłość tej nocy uczy nas od nowa
jak żyć na co dzień, krusząc, to co nas dzieli,
jak przebaczać innym i sobie,
jak garścią dobroci obdarować
powodując radość oczu patrzących
na świętą Rodzinę, która wigilii nie miała.
Boże mój przewyższający myśli,
jak pojąć cię mam widząc narodzone dziecię,
zabiorę twój płacz odchodząc,
by łzy osuszyć oczekujących nadziei.



Inne wiersze





Anioł cienia

jestem aniołem
jestem zawsze
tam gdzie anioł być powinien

jak na anioła przystało
mam swój własny cień
cień zupełnie niezwyczajny
czasami bywa tak
że ja jestem cieniem
mojego własnego cienia
potem wszystko powraca
do zwykłego porządku
i cień staje się cieniem
zasłania moje skrzydła
które latać nie mogą
wtedy czuję się bezpiecznie
jak na anioła co nie fruwa przystało

zawsze mam towarzysza
przy nim nie widać
moich chorych skrzydeł
nie latam więc chodzę
oczywiście cień za mną
wędruje pod górę
tak układają się drogi
gdy jestem słaby
on idzie pierwszy
trzymając za rękę
boi się że upadnę
i zostanę na kamieniach

czasami robi niespodzianki
jakby wystawiając na próbę
nagle gdzieś znika bez słowa
i ani nie jest cieniem moim
ani nie jest aniołem moim
zmienia się w powietrze
wtedy oddycham głęboko
gdy nie widzę go długo
wołam cichym szeptem
gdy wraca śmieje się ze mnie
chce żebym czasami pokazał
innym swoje skrzydła

po skończonej wędrówce
na samej górze w moim cieniu
zrodziła się miłość anielska
jak na anioła przystało
cień przestał być cieniem
stał się tym samym
tym który go tworzył
zniknął cień
pojawiły się skrzydła
gotowe by latać
a cień?


Tęsknota cienia


mój cień
jest jasny
smutny
czasami tylko
spontanicznie
wybucha radością
jakby zapomniał
o tęsknocie
potem
siedzi samotnie
potrafi istnieć
bez jednego słowa
ciągle czekając
na moment
odmieniający jego tożsamość




Spotkanie

o blasku słońca
przy poranku
przywędrowała radość
nieśmiało usiadła
na kanapie przykrytej skórą

          .    .      .
promieniami
oświetliła pokój
cisza
zajęła wyczekiwane miejsce

anioł uśmiechnął się
znad głowy Madonny
Leonardo wyjął
z ust fajkę

zapach świeżej kawy
oznajmił dobre spotkanie


Cherubino


dwóch mnichów
przy powozach
przeszłości
jasność świec
oświetla aniołki
oblicza siedzących

spotkanie
jednego Boga
dwóch religii
wyznaczone
człowiekowi



 Mój przyjaciel

Ernestowi Bryllowi

mój przyjaciel to anioł
wątły dla niepoznaki
obdarowuje mnie słowami
ukrytymi przed samym sobą
by nie okazać słabości
że czasem zapłacze nade mną
w cieniu jego skrzydeł
lubię się wygrzewać
gdy jest mi zimno
w spojrzeniu czuję dobroć
chęć by być razem zawsze
i chyba tak pozostanie
w drodze do nieba



Pustynia



od ciszy pustyni
do ciszy gwiazd
pomiędzy granicą
światła i ciemności
majaczy postać
bez realnych kształtów
jak zwiastun
dobrej nadziei
gdy dotrze i dotknie
cieniem skrzydeł
by uzdrowić z bólu
głębokiego jak przepaść
stanie się jasność
ozdobiona gwiazdami
bez zakamarków mroku
bez jasnego słońca
jaśnieć będzie dusza



Chwilami


chwilami dotykasz życia
wprawiając skrzydła w ruch
łagodny jak wiosna
przy wschodzie słońca
oczami niczym zwierciadłem
odbijasz ludzkie myśli
bez obawy o jutrzejszy poranek
na łące podczas rozmowy
z przyrodą i przyjacielem
na krawędzi nieba
zrywasz kwiaty miłości
mimo że ich tam nie ma
w uścisku każdej chwili
dajesz wytchnienie duszy
której myśli skradł Bóg
jeszcze jedną chwilę
zostawiając dla siebie
być może na potem
kiedy zakwitnie życie





Mój anioł



mój anioł siła życia
przyszedł jak dawniej
po deszczu i burzy
chłodzie i wilgoci
starannie osusza łzy
pokazuje miejsce
otoczone miłością
małymi krokami
prowadzi do istnienia


Twoją drogą Panie


Przyszła chwila Golgoty
rozpoczęta pocałunkiem Judasza
zrozumiałem
wymknąć się nie zdołam
sidła choroby związały
mnie całego
ciągną za powróz

  
jesteś przy mnie
dałeś mi tylu ludzi
przyjaciół
nie zawiedli
Przyszedł Jan
pamiętasz
trzymał głowę na Twojej piersi
Jest i Piotr
kiedyś stchórzył
teraz dał świadectwo
Szymon niechętny dawniej
teraz z ochotą
dzieli swój czas
Weronika już nie raz
ocierała mi twarz
choć różne były
moje reakcje
spotkanie z matką
przeżyłem dwa dni
Ty spojrzeniem
odczułeś jej miłość
przyszli i tacy
co zawodzą
że życie ze mnie uchodzi
są i oprawcy
oni co jakiś czas
doglądają czy jest po wszystkim
srebrniki ciążą w kieszeni

Nie wiem do kogo
porównać pozostałych
będących przy mnie
na łożu boleści
może do tych co tylko stoją
pod Twoim krzyżem

Przytul Panie me serce
do swego przebitego
niech i ono
kocha i przebacza
jak Twoje


W cieniu

w cieniu mistrza
warto słuchać
i tupać nogami
gdy chce odejść
czas musi trwać przy nim
jak mieszkańcy pustyni przy wodzie
by poznać świat innych
zapłakać w chwili zagrożenia
tęsknotą która pali wnętrze
zmarnować życie dla celu
by żyć w określonej idei
broń Boże samotnie
zaszczepić warto myśli
by dojrzewanie było cnotą
przystanku w cieniu mistrza



Walczysz



Walczysz z innymi o to
co masz w zasięgu ręki
boisz się utracić owoc
choć zerwać nie chcesz
lęk
wstyd
nie pozwala żyć
jakbyś chciała naprawdę
jutro za oknem
w domowym sadzie
gdy wstaniesz rano
jabłko pozostanie na drzewie
być może w nocy
zerwie je
zwykły przechodzień




Sposób na poezję



poezji nie wysiaduje się
przy stole dumając
ona powstaje w codzienności
wypalając się latami
w miłości i cierpieniu
a potem wybucha
zapisując kartki
wyrażając to
co czuje człowiek



Jesteś

jesteś
chociaż cię nie ma
czuję
chociaż nie widzę
liczę godziny
czekając spotkania
skuty zimnem
ogrzewam się herbatą
siedząc przy piecu
i jeszcze bardziej tęsknię
będąc myślami przy tobie




Pamięć


Janowi Kiepurze

jestem
gdy mnie już nie będzie

jestem
gdy wieje wiatr
jestem
gdy jest ci źle
jestem
w drodze do piramid
jestem
gdy obudzi cię noc
jestem
gdy skarb swój odkopiesz
jestem
gdy świece zapalisz
aby wspomnieć moje życie


Sposób na życie

Wacławie i Lucjanowi Zuziom

nie mam planów
na jutro
na tydzień
na drugi rok
najbardziej lubię poranki
po przespanej nocy ze snami
gdy los się uśmiechnie
do zwyczajnego dnia
mimo deszczu za oknem
tęcza rozbłyśnie kolorem
nasycona promieniami

Spotykając serdeczność

Ks. Janowi Twardowskiemu

posypały się słowa
dotykając lekkich myśli
w zachwycie nad światem
ludzkim uśmiechem
kokardzie przy różach
piecu na węgiel
ozdobionym
śladami dzieciństwa
w mgławicach wiosny
zbierając pytania w ogrodzie
o czas nadchodzący
w przekonaniu
że nic się nie dzieje
przypadkiem


Witraż

przy witrażowym oknie
w rytmach dawnych nut
zaglądam do przeszłości
goniącej jak dziecko
w półcieniach sukiennic
zabierając zielony balonik
z napisem wolność
nie z przymusu lecz z wyboru


Oczekiwanie

Pawłowi Kisielewskiemu

znajdę ten kraj
z latarniami
oświetlającymi drogę
w poszukiwaniu
ocalałej wieczności

znajdę to miejsce
zrywając dojrzały owoc
zamykający słodycz

znajdę to krzesło
postawione w polu
zajmując
wyznaczone miejsce









Komentarze